sobibor bunt wobec wyroku 2012 red agnieszka knyt, Treblinka Sobibor Auschwitz Holocaust
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SOBIBÓRBunt wobec wyrokuSOBIBÓRBunt wobec wyrokuKartaWarszawa 2012© Copyright by Ośrodek KARTA, 2012© Copyright by Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, 2012OD WYDAWCYRedakcja merytoryczna i posłowie Marek BemWybórMarta janczewskaRedakcja Agnieszka KnytOpracowanie graficzne serii Emilka Bojańczyk / PodpunktProjekt okładkiDiana Cawronkiewicz / PodpunktSkład komputerowy Piotr SuwińskiPrzygotowanie zdjęć ENVICOZrealizowano przy finansowym wsparciu:Fundusz Pamięci FunduSZSMuzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego we Włodawie Prowincji Gerderland, Holandia Starostwa Powiatowego we WłodawieDruk Legra Sp. z o.o.Ośrodek KARTA / www.karta.org.plIPN / www.ipn.gov.plWydanie l / Warszawa 2012 ISBN 978-83-61283-66-9Sobibór. Miejsce, którego nie ma. Przestrzeń, której zarys odtwarza się ledwie ze śladów. Tu wiele tysięcy ludzi ostatni raz patrzyło na świat Dzisiaj to Strefa Pamięci, ustanowiona tam, gdzie pozostały tylko prochy - obszar odczytywany także ze strzępów wspomnień małej grupy ocaleńców.W Sobiborze, niemieckim obozie zagłady na wschodnich krańcach Lubelszczyzny, mordowano ludzi od kwietnia 1942 do października 1943. W ciągu półtora roku Niemcy zabili tu co najmniej 300 tysięcy Żydów. Te szacunki są ciągle niepewne; ostatnio wzrosły. Po wojnie wielkie cmentarzysko porósł „fikcyjny" las - zasadzonymi przez siebie drzewami Niemcy zakryli przed potomnymi obszar katowni.Ponad dwa lata temu - w poprzedniej edycji serii „Żydzi polscy" - przedstawiliśmy, pod tytułem Sobibór, historię obozu, a przede wszystkim buntu, który w nim wybuchł. Rodzenie się oporu skazańców i w konsekwencji ich skuteczne powstanie pokazała antologia świadectw 12 osób, którym udało się uciec. Obecne wydanie stanowi dokładniejsze przybliżenie tego odzyskiwanego obrazu - montaż zapisów 28 ocalonych oraz dwóch listów wyrzuconych z pociągu, których autorzy zginęli zaraz po dowiezieniu ich do Sobiboru.Komponowanie mniejszych fragmentów precyzyjniej oddaje bieg zdarzeń. I tym razem jednak niemożliwe okazało się zachowanie ścisłej ich chronologii - wielu powiązań czasowych nie da się już odtworzyć. Dużo pełniej niż w poprzedniej edycji przedstawione zostały losy uciekinierów przed dostaniem się do obozu orazOD WYDAWCYpo ucieczce z niego - kiedy to nierzadko stawali przed dalszym ciągiem piekła.Mówią tu o Sobiborze główni świadkowie. Wszystkie te głosy zebrał Marek Bem - wieloletni dyrektor Muzeum Pojezierza Łęczyńsko--Włodawskiego, a zarazem do niedawna jego filii - Muzeum Byłego Hitlerowskiego Obozu Zagłady w Sobiborze. Założył również Stowarzyszenie Upamiętnienia Sobiboru oraz Archiwum Sobiborskie, gdzie zgromadził wszelkie zapisy ocalonych.Wybrane teksty pochodzą z różnych źródeł - książek publikowanych w wielu językach, filmów dokumentalnych, archiwaliów dostępnych dawniej i poznanych ostatnio, zapisów rozmów, protokołów przesłuchań. Fragmenty tej opowieści znane były wcześniej, jednak zebranie ich w całość stało się możliwe dopiero po powstaniu Archiwum Sobiborskiego. Wiarygodność pojedynczych tekstów można by podważać, dowodząc ułomności pamięci świadka - gdy jednak liczniejsze relacje stworzyły po latach spójną historię, trzeba uznać, iż udało się odtworzyć nawet to, co podlegać miało procesowi całkowitego zatarcia.Sobibór jako Strefa Pamięci powinien być przestrzenią bardziej uchwytną. Auschwitz stanowi wyrazistszy symbol nie tylko dlatego, że zgładzono tam więcej ludzi; samo miejsce pozostaje realne: przed oczami staje dawny obóz eksterminacji, a nie - las. Śmierć masowa w Sobiborze nie jest mniej ważna, ale zdecydowanie słabiej oddziałuje na wyobraźnię współczesnych. Dlatego Sobibór to nadal wspólny obowiązek - skoro tutaj trudno dostrzec Zagładę.Oddajemy głos rym, którzy przeszli bramę „miejsca ostatecznego", odbierając bezwzględny wyrok. Wrócili do życia - na przekór wszystkiemu. Nas postawili wobec obrazów tamtej otchłani śmierci, a zarazem buntu, który ocala.Październik 2012Zbigniew GluzaDROGAMosze Bahir1:Deportacja zaskoczyła nas jak złodziej w nocy.W domu panowała wtedy radość, ponieważ ojciec wrócił z niewoli niemieckiej. Tata, Arie Lejb Szklarek, został wcielony do Wojska Polskiego jakieś dwa tygodnie przed wybuchem wojny. Na krótko przed zawieszeniem broni potężna armia Hitlera, która miażdżyła i deptała wszystko, co stanęło na jej drodze, wzięła go wraz z całym oddziałem do niewoli. Prawie rok przebywał na niemieckiej wsi, gdzie wykonywał prace rolne w zamian za jedzenie i w miarę przyzwoite traktowanie. Potem wszystkich jeńców zebrano w obozach. Żydów umieszczono oddzielnie; wkrótce zostali załadowani do wagonów towarowych i wywiezieni do Polski. [...] Nie mogliśmy uwierzyć szczęściu, jakie nas spotkało. Cieszyliśmy się nieprzerwanie, aż do pamiętnego rankaw lutym 1941.Tamtego sądnego dnia, we wczesnych godzinach porannych, dom zadrżał w posadach od brutalnego walenia w drzwi i wściekłych okrzyków Niemców: „Wy obrzydliwi Żydzi, wychodzić!". Już po kilku chwilach staliśmy w dumie na ulicy Szerokiej, wraz z innymi Żydami z miasta. Z pomocą folksdojczów, wśród brutalnego bicia i wielu morderstw, załadowali nas na ciężarówki, ciasno upychając, po czyni długi konwój wyjechał z Płocka. Nie wolno nam było niczego ze sobą zabrać [...]. Mieliśmy jedynie to, co włożyliśmy na siebie w panicznym pośpiechu.l Biogramy osób, których świadectwa wykorzystano w tekście, podajemy na stronie 144.Tego samego dnia, po wielu godzinach ciężkiej podróży, ciężarówki zatrzymały się w obozie w Działdowie, przy wyjeździe na Mławę. Niemcy, z kijami i batami, stali w dwóch kilkudziesięciometrowych szeregach - od ciężarówek po bramę obozu. Rozkazano nam zeskoczyć z samochodów i biec w kierunku bramy, między tymi szeregami. Zanim jeszcze pierwszym, którzy skakali, udało się dotknąć ziemi, puszczono w ruch kije. Wszyscy pędzili rozpaczliwie, żeby jak najszybciej dopaść bramy. W czasie tego szaleńczego wyścigu ludzie padali i byli tratowani przez swoich braci. Tylko nielicznym udało się bez szwanku przedostać za bramę, po drodze zostały dziesiątki martwych ciał. Zakopano je w pobliżu wychodka.W barakach, pełnych błota i gnoju, leżały setki rannych, pozbawionych jakiejkolwiek opieki medycznej. Nas również wepchnięto do baraku. Wszędzie panował tak potworny ścisk, że nie można było nawet rozprostować zbolałych nóg. [...]Po kilku dniach kazano nam ustawić się w szeregu, po czym poddano nas skrupulatnej i żenującej kontroli w poszukiwaniu srebra, złota, biżuterii. Wszyscy staliśmy w przejmującym zimnie. Następnie każdemu z nas wręczono po 40 złotych - sumę, za którą można było kupić ledwie bochenek chleba - i ponownie załadowano nas na ciężarówki. Pojechaliśmy do Częstochowy.Tam, po raz pierwszy od wybuchu wojny, zostaliśmy bardzo ciepło, życzliwie przywitani przez miejscowych Żydów, którzy na mieszkania oddali nam gabinety i szkoły oraz zorganizowali kuchnię, gdzie bezpłatnie wydawano jedzenie. W tej sytuacji braterska bezcenna pomoc podniosła nas na duchu.Możliwości miejscowych Żydów były jednak ograniczone, a ich dobra wola nie wystarczyła, aby zaspokoić nasze potrzeby. Racje żywnościowe zmniejszały się z dnia na dzień, a zupa stawała się coraz bardziej wodnista. Zaczynał nam doskwierać głód. Co gorsze - nie wolno nam było podejmować żadnej pracy, a bezczynność trawiła nas od wewnątrz. Mnie się jednak udało - zostałem zatrudniony jako pomocnik fryzjera u pana Lewkowicza. Popołudniami ojciec przynosił mi odrobinę lichej zupy, co stanowiło moją dzienną rację. Nasza sytuacja z każdym dniem stawała się coraz bardziej dramatyczna [...].SOBIBÓB Bunt wobec wyrokuDocierały do nas słuchy, że zadowalające jest życie w Zamościu. Wyruszyliśmy więc w drogę. Jednak gdy dotarliśmy do miasta, przywitał nas stanowczy, jednoznaczny, wydany przez Judenrat2, zakaz przyjmowania kolejnych Żydów. Powędrowaliśmy dalej, aż dotarliśmy do Komarowa [około 20 kilometrów na południowy wschód od Zamościa]. Wydawało się, że ta malutka miejscowość znajduje się poza zasięgiem niemieckiej okupacji. Życie płynęło jak „za starych, dobrych czasów". Sklepy były otwarte, a Żydzi trudnili się swoimi przedwojennymi interesami.Tutaj również przyjęto nas bardzo serdecznie. Znowu zapomnieliśmy o głodzie. Jedzenie dostarczano nam z kuchni dla uchodźców. Jednak mieliśmy duży problem z zakwaterowaniem. Razem z około trzydziestoma innymi rodzinami znaleźliśmy schronienie w synagodze. Przypadło nam wyjątkowe miejsce na bimie3.Ojciec dostał pracę na lotnisku, które Niemcy budowali 12 kilometrów od miasteczka. Do pracy chodził pieszo. Czasami udawało mu się przynieść wiązkę chrustu, który wykorzystywaliśmy do gotowania. ]a znalazłem zajęcie w gospodarstwie we wsi oddalonej o 8 kilometrów od Komarowa. Początkowo pracowałem na pastwisku, później zajmowałem się pracami w domu i na polu. Podobnie jak ojciec, chodziłem do pracy pieszo, jednak byłem zadowolony, ponieważ od czasu do czasu udawało mi się przytargać na moich chudych ramionach kilka kilogramów ziemniaków, a wtedy był to skarb cenniejszyniż złoto.Z początkiem 1942 roku nasza sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu. Niemcy zakazali Żydom oddalania się poza granice miasta1 tak zmusili mnie do pozostania „w domu". Ojciec pracował nadal, jednak nie mógł przynieść nawet jednego kawałka drewna. Sytuacja miejscowych Żydów pogorszyła się do tego stopnia, że nie byli w stanie dłużej nas żywić.2 Judenrat (niem.) - Żydowska Rada Starszych, forma sprawowania nadzoru przez przywódców żydowskich nad lokalną społecznością Żydów wprowadzona przez nazistów w 1939 roku.l Bima (hebr. podwyższenie) - miejsce w synagodze, zwykle w formie podium, ? którego podczas szabatu i świąt żydowskich odczytuje się fragmenty Tory i ksiąg prorockich.Głód znów dał o sobie ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]