twardziejemy, PRASA # ARTYKUŁY PRASOWE # CZASOPISMA, ARTYKUŁY PRASOWE, Społeczne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Więcej na: www.ebook4all.plWięcej na: www.ebook4all.plWOKÓŁ NASLUSTRONASZYCH CZASÓWalkoholizm i przemoc, lecz niezaradne,które nie potrafią podołać dzisiejszejrzeczywistości – mówi posłanka Magda-lena Kochan (PO), która tworzyła ustawę.Wsparciu rodziny biologicznej służynowa funkcja – asystent rodziny. Wkra-cza, gdy się zaczynają konflikty, wspiera,stanowi łącznik z instytucjami, do któ-rych rodzina nie potrafi dotrzeć. Krokpo kroku pokazuje, jak można wyjśćz problemów. Nie musi być psycholo-giem ani pedagogiem, ale musi miećpraktykę lub przeszkolić się w pracyz dziećmi i rodziną. Teraz gminy mogą,lecz nie muszą zatrudniać asystentów,od 2015 roku – to będzie obowiązek.Joanna Luberadzka-Gruca: – Dziśpracuje już ponad 2 tys. asystentów.To niemało, ale większość ich etatówjest finansowana w ten sposób, że re-sort pracy ogłasza konkurs, gmina sięzgłasza, wygrywa, dostaje pieniądze.Chciałabym wiedzieć, czy tak będziedo końca świata? Jaki jest pomysł na to,żeby gminy zaczęły przejmować kosztyasystentów? Resort wyszedł z założenia,że państwo pomoże im na rozruchu,z czasem gminy dojdą do wniosku, żebardziej im się opłaci zatrudniać asy-stenta. Ale to nie takie proste, szcze-gólnie dla biedniejszych gmin. Dlategopotrzebujemy wieloletniej rządowejstrategii i badań, jak ten system działa.MISJA I PIENIĄDZELutol Mokry, wieś w gminie Trzciel,w województwie lubuskim. Pawełi Anna Urbanowiczowie przyjechalitu w 1990 roku. On jest z wykształceniaprawnikiem. Chciał być sędzią rodzin-nym, ale po stanie wojennym za dzia-łalność w NSZZ „Solidarność RolnikówIndywidualnych” nie mógł pracowaćw zawodzie. Imał się różnych zajęć, m.in.współpracował z Towarzystwem Pomo-cy im. Brata Alberta, pracował w po-znańskim domu dziecka, ale odszedłstamtąd po awanturze z dyrektorem,który jego zdaniem źle traktował dzieci.Za kilka tysięcy guldenów, dar od ho-lenderskich benedyktynów, Urbanowi-czowie kupili w Lutolu gospodarstwoi zrujnowany dom. Po remoncie stał sięsiedzibą rodzinnego domu zastępczegodla dzieci i młodzieży. Aby go utrzymać,założyli Fundację „Nasz Dom”. Szukającśrodków na działalność fundacji i nieza-leżność finansową domu, w 2005 rokuwydzierżawili od PKP starą stację ko-lejową w Zbąszynie, wyremontowali jąi otworzyli tam sklep z używaną odzie-żą, meblami i sprzętem gospodarstwadomowego – to był strzał w dziesiątkęw niezamożnej gminie. Sklep mógł po-wstać dzięki kontaktom Urbanowicza(jeszcze z czasów Solidarności) z or-ganizacją dobroczynną ze Szwecji Re-ningsborg Hjälpande Händer [PomocneDłonie], która w kilku krajach EuropyWschodniej prowadzi sklepy z używanąodzieżą. Sklep daje pracę dorosłym wy-chowankom rodzin zastępczych, którzyczęsto nie potrafią sobie radzić w życiu.Przez rodzinę zastępczą w Lutolu prze-winęło się około 20 wychowanków,głównie nastolatków. Urbanowiczo-wie mają też sześcioro własnych dzie-ci. – Braliśmy młodzież, której nikt niechciał, z naprawdę dużymi problemami– mówi Paweł Urbanowicz. – Kilka latminęło, zanim nauczyliśmy się pomagaćdzieciom i zaczęliśmy budować własnyprogram. Nasz system opiera się naakceptacji biologicznej matki i pod-trzymywaniu z nią relacji, obserwacjiu dziecka skutków odrzucenia, bo tozmienia całkowicie jego sposób funk-cjonowania, a następnie resocjalizacji.Za pieczę zastępczą odpowiadają powia-ty. Zatrudniają koordynatorów, którzymają za zadanie wspierać rodzinę w co-dziennych problemach. Przydziela sięich na wniosek rodziny. Muszą współ-pracować z pedagogami, psychologami,lekarzami. To nowość, a chwalą ten po-mysł i specjaliści, i praktycy rodziciel-stwa zastępczego. Powiaty finansująszkolenia kandydatów na rodzicówzastępczych,partycypują w kosztachutrzymania domu, w którym rodzinamieszka. Dom dziecka – przynajmniejw założeniu– jest ostatecznością.Dziśnie mogą tam trafiać dzieci poniżej siód-mego roku życia, od 2015 roku – młod-sze niż dziesięć lat, a w 2020 roku domydziecka w praktyce mają przestać istnieć,zastąpią je różne formy pieczy zastęp-czej. Ustawa zmniejszyła dopuszczalnąliczbę dzieci w domach dziecka – dziśnie może ich być więcej niż 14.– To jedyny możliwy kierunek. Bo kiedydziecko stamtąd wychodzi, jest komplet-nie bezradne życiowo. Wychowankowiedomów dziecka w 80 proc. trafiają podopiekę ośrodków pomocy społecznej.Najczęściej kończą naukę na gimna-zjum, czasem zawodówce. Te z rodzinzastępczych radzą sobie lepiej: ponad60 proc. podejmuje naukę w szkołachwyższych – mówi Magdalena Kochan.Sama była matką zastępczą dla swojejsiostrzenicy Agaty po śmierci jej matki.Agata jest już pełnoletnia, studiuje.Chociaż rodzin zastępczych przybywa,to wciąż jest ich za mało. Przyznaje to re-sort pracy w raporcie oceniającym dzia-łanie ustawy. Na przykład w powiecieoświęcimskim w zeszłym roku powstałydwie rodziny, a nowych opiekunów po-trzebowało 17 dzieci. W Internecie pełnojest apeli powiatowych centrów pomocyrodzinie namawiających do tworzeniarodzin zastępczych.Joanna Luberadzka-Gruca: – Choć odlat się mówi, że trzeba zmniejszyć licz-bę dzieci w domach dziecka, to pomocfinansowa państwa temu nie służy, bojest nadal niewystarczająca. Nie chodzinawet o to, żeby poprawiać sytuację ma-terialną rodzin zastępczych, ale o to, żerealne koszty utrzymania dziecka wzro-sły przez ostatnie dwa, trzy lata znaczącoi nieadekwatnie do podwyżki pensjii świadczenia dla rodziców zastępczych.Zgodnie z ustawą zawodowa rodzinazastępcza nie może otrzymywać mniejniż 2 tys. zł brutto. Minimalna płaca to128ZWIERCIADŁOPAŹDZIERNIKWięcej na: www.ebook4all.plWięcej na: www.ebook4all.plWięcej na: www.ebook4all.plI ZACZĘŁO SIĘ PIEKŁOWielki dom pod lasem, psy, konie.– Żyliśmyjak pączki wmaśle. Kilkalat temu zaczęliśmymyślećo dziecku,długo się staraliśmy, ale nie wyszło– opowiada Katarzyna. Ona i jej mążMarcin są dziennikarzami. Zgłosili siędo jednego z warszawskich oddziałówTowarzystwa Przyjaciół Dzieci (TPD)na szkolenie rodzin adopcyjnych. Naj-pierw etap kwalifikacji, – „wyżymaczka”– psycholog pyta o wszystko: jacy są, colubią, historia rodziny, testy pokazujące,jak reagują na konkretne sytuacje, wy-pracowania w stylu „dlaczego kochaszmęża”, zaświadczenia z pracy od prze-łożonych, że są w stanie połączyć pracęz rolą rodziców. Potem zakwalifikowalisię do programu PRIDE, który trwałokoło trzech miesięcy. Książki, ćwicze-nia, warsztaty, zadania domowe.– W miarę przerabiania programu by-liśmy coraz bardziej przerażeni, bo do-wiadywaliśmy się o obciążeniach, jakimimogą być obarczone dzieci, o proble-mach wychowawczych. Trzeba być na-prawdę zdeterminowanym, żeby mimoto brnąć dalej – mówi Katarzyna. – Alenajlepszy program nie był nas w stanieprzygotować na to, co nas czekało.O rodzeństwie z domu dziecka: cztero-letnim Piotrusiu, pięcioipółletnim Karo-lu i siedmioletniej Róży, dowiedzieli sięjeszcze w trakcie kursu. Ich biologicznarodzina nie była patologiczna – po pro-stu kompletnie bezradna społecznie.– Gdy zabraliśmy ich do domu, zacząłsię kipisz. Chłopcy ciągle sikali do łóżek.Nie chcieli nic jeść, bo jedzenie było inneniż w domu dziecka. Byli nieprzyzwy-czajeni do siedzenia przy stole, myciazębów. Nie mówili normalnie, tylkowrzeszczeli, piszczeli, jęczeli. Wyłado-wywali emocje, tłukąc się. Gdy ulepiliz mężem bałwana, to przez trzy godzinywalili w niego i kopali. Piotruś potrafiłhisterycznie płakać przez pięć godzinbez przerwy. Wyrzucał materace z łóżkaswojego i Karola, wszystkie rzeczy z ichPAŹDZIERNIKZWIERCIADŁO131 szafek, kopał w drzwi, gryzł. Kompletnienie byłam na to przygotowana, nie mo-głam z nimi nawiązać żadnego kontaktu.Gdy wstawałam rano, czułam, że zadrzwiami jest trójka okupantów, wro-gów, a ja idę z nimi stoczyć walkę. Terazwiemy, o co chodziło – przecież dla nichto były tak samo potworne emocje jakdla nas. Teraz każdy z tych przypadkówpotrafimy rozłożyć na czynniki pierwsze,wtedy nie. Czasami miałam wrażenie, żesą oklejone grubą warstwą błota, którątrzeba było zedrzeć. A pod nią były feno-menalne dzieci – dobre, czułe, niebywaleinteligentne, mądre. Tyle że dotarcie dotego wszystkiego strasznie długo trwało.Nadal widzimy pozostałości po domudziecka – na przykład Róża ma niskąsamoocenę, chociaż jest już w drugiejklasie i ma bardzo dobre stopnie.Za sprawy adopcji odpowiada samorządwojewódzki. Do jego obowiązków nale-ży kwalifikacja i szkolenie (jest teraz bez-płatne) rodzin adopcyjnych. Wszystkieośrodki adopcyjne – także niepubliczne– przeszły pod zarząd marszałków. Niema jednak zorganizowanego systemuspecjalistycznej pomocy, gdy rodzinaadopcyjna zakończy formalności.Katarzyna: – W tych strasznych mo-mentach bezwzględnie potrzebne nambyło wsparcie, bo byliśmy na granicyszaleństwa. Ileż razy zastanawialiśmysię, czy to był dobry pomysł. Miałamtakie zjazdy, że mówiłam mężowi: „Wy-prowadzam się!”. Nagle z przerażeniemodkryłam inną siebie – przedtem myśla-łam, że jestem spokojna, mam poczuciehumoru, że jestem po prostu dobrymczłowiekiem. Okazało się, że krzyczę,mam pretensje, obwiniam o wszystkomęża, jakbyśmy razem w tym nie tkwili.Stałam się chudą, wredną, kostycznąbabą jak z powieści Dickensa. Mąż lepiejsobie z tym wszystkim radził, martwiłsię i dziećmi, i mną. Potrzebowaliśmywtedy kogoś, kto by powiedział: „Nieprzejmujcie się, to normalne reakcjewas i dzieci, oznaki tego i tego”. A takdo wszystkiego dochodziliśmy sami,głównie czytając specjalistyczne książki.Zastanawia się: – Państwo pewnie wy-chodzi z założenia, że robi to dwójkadorosłych, świadomych, przebadanychprzez system ludzi. W idealnym krajupowinniśmy mieć przypisaną do nasosobę, która przez pierwszy kwartałpowinna bywać u nas raz w tygodniu.Pomogła nam psycholożka, która współ-pracowała z domem dziecka Róży, Karo-la i Piotrusia. Ale sami sobie ją zorgani-zowaliśmy. Zaliczyliśmy też psychiatręi psychoterapeutkę – wyszukaliśmyich, zapłaciliśmy, ale to nie powinnotak wyglądać.W Polsce dokonuje się rocznie około 3,5tys. adopcji. Tomasz Polkowski uważa,że to liczba zdecydowanie za wysoka. Naprzykład w Danii przeprowadza się kilkaadopcji rocznie, resztę dzieci, którychz różnych względów nie mogą wycho-wywać rodziny biologiczne, przejmujepiecza zastępcza. Bardzo intensywniepracuje się z rodzinami biologicznymi.– W swojej praktyce rzadko trafiam narodziny, w których wszyscy dziadkowie,ciotki i wujkowie są pijakami i zboczeń-cami, i trzeba dziecko oddać do domudziecka i adopcji – mówi. Przywołujetaki przypadek: 17-letnia dziewczy-na z domu dziecka zaszła w ciążę. Powielkich bojach pozwolono jej zostaćw domu. Dziewczyna jest bardzo zwią-zana z dzieckiem, ale dom namawia ją,żeby oddała je do adopcji. Polkowskiobawia się, że, niestety, w końcu dotego doprowadzą, zamiast zapewnić jejwsparcie, by mogła to dziecko wychować.– Oczywiście, są takie sytuacje, jak choro-ba psychiczna, całkowita demoralizacjarodziny czy niepełnosprawność dziecka– wtedy nie ma wyjścia – mówi. – W cią-gu mojej kariery bardzo rzadko słysza-łem od dziecka z domu dziecka, że chcebyć adoptowane. Częściej – że ewentu-alnie mogłoby pomieszkać w jakiejśinnej rodzinie. Większość mówi: „Chcęwrócić do domu”. Słuchajmy dzieci! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marbec.opx.pl