rozdział 1 , booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DEAL WITH THE DEVIL
Evangeline Anderson
Nieoficjalne łumaczenie:
EricaNorthman
Jenny13
Nasze pierwsze wsp
ó
lne dzieło
Rozdział 1
Wampir wchodzi o baru i widzi siedzącego tam wilkołaka...
Wiem, co mogłeś sobie pomyśleć, ale to nie jest początek durnego żartu. To moje życie­ 
albo to, czym miało być, jak zademonstrował to wampir. Co oznaczało nie mniej, nie więcej jak to, 
że w tym scenariuszu przypadła mi rola wilkołaka. 
Nie potrafię przemienić się podczas pełni księżyca, co wcale nie jest zabawne. Zresztą, to w 
ogóle nie ma znaczenia, bo nie potrafię się przemienić w żadnym innym czasie. 
Niezmienni  – tak reszta populacji nazywa tych, którzy nie potrafią przywołać jego lub jej 
zwierzęcej   natury.   Takie   osobniki   są  rzadkie   i   niezbyt   lubiane.   Jesteśmy   widywani   w   wilczym 
świecie   tak   samo   chętnie,   jak   trędowaty   na   popołudniowej   herbatce.   To   dlatego   pracuję  w 
kancelarii prawniczej prowadzonej przez ludzi, zamiast trzymać się własnego gatunku. To dlatego 
też czekałam w barze na wampira, z którym miałam umówione spotkanie.
Może   robiłam   jakieś  postępy   ze   sobą.   Ale   może   zacznę  od   początku,   od   piewszego 
spotkania z Judem Jacobsonem, jednym z najpotężniejszych i najbardziej przerażających wampirów 
na całym terenie Tampa Bay. Opowiem ci o umowie jaką mi zaproponował.
Pakt z diabłem.
To była gorąca i parna noc w najgorszy możliwy sposób. 
Upalny   sierpień,   gdzie   powietrze   można   było   ciąć  nożem.   Zauważyłam,  że   oświetlony 
termometr  po drugiej stronie ulicy wskazywał lekko ponad trzydzieści jeden stopni. Trzydzieści 
jeden   stopni   o   dziewiątej   wieczorem.   Wiedziałam,  że   jeśli   wyjdę  na   zewnątrz,   będzie   to   jak 
poruszanie się w ciepłej zupie, więc zrezygnowałam. Zamiast tego czekałam na ważnego klienta, 
który powinen już być na miejscu. On był powodem, dla którego nie siedziałam w domu w skąpym 
szlafroku oglądając powtórki telewizyjnych reality show. 
Dawson,   Levine   i   Tamber,   kancelaria   w   której   pracowałam,   obsługiwała   pomniejsze 
gwiazdki, zrówno ludzkie jak i nadprzyrodzone, i szczyciła się dostosowaniem do potrzeb klienta. 
W związku z czym zamiast zamknąć firmę o piątej, czekaliśmy na nowego klienta DLT, Jude'a 
Jacobsona. 
Mówię „my”, ale tak naprawdę cała kancelaria świeciła pustkami. Byłam tylko ja i Derek 
Banner.   Derek   był   jednym   z   najstarszych   adwokatów   w   firmie   DLT   i   dlatego   dostał   zadanie 
obsłużenia  nowego klienta.  Byłam  tylko do robienia  kopii dokumentów  – przecież jestem  tylko 
pokorną asystentką. 
Kiedy mówiłam o kopiach, nie miałam na myśli tego, że jestem asystentką Dereka, tylko że 
jest to część mojej pracy. Miałam go także chronić przed mniej przyjemnymi sprawami. Wampiry 
są zwykle uprzejme aż do przesady, zwłaszcza jeśli chodzi o kontakt ze światem ludzi, ale czasem 
stają się zbyt  krwiożerczy  – dosłownie ­  co bywa lekkim  problemem.  Jacobson był specjalnym 
klientem,   ale   na   tyle   potężnym,  że   DLT   postanowiło   dać  strażnika,   który   będzie   czepliwy   i 
prawdopodobnie   go   oleje.   Ale   oni   nie   myślą  nawet   o   tym,  żeby   ich   jedynemu   pracownikowi 
obdarzonemu   nadprzyrodzonymi   zdolnościami,   który   siedzi   do   późnych   godzin   nocnych, 
zaproponować  wolne   lub   dodatkowe   wynagrodzenie   za   jednoczesną  pracę  jako   ochroniarz   i 
asystent. 
Myślisz, że nie jest ze mnie zbyt dobry ochroniarz z moimi 160 centymetrami wzrostu i 45 
kilogramami   wagi.   Dzięki   Bogu   mam   pełne   kształty,   co   myślę,  że   ma   znaczenie.   Nie   mam 
problemu z atrakcyjnymi mężczyznami. Zawsze wałęsają się gdzieś w pobliżu, chcąc wykorzystać 
sytuację. Żaden szanujący się wilkołak nie będzie się umawiał ani tym bardziej nie zwiąże się z 
Niezmiennym  w   obawie,  że   wada   przeniesie   się  na   dziecko.   Wśród   ludzi   nie   ma   zbyt   wielu 
chętnych do spotykania się z kobietą, która pokonałaby ich w wyciskaniu sztangi. 
Pomijając   fakt,  że   nie   potrafię  się  zmienić,   to   zachowałam   siłę  gatunku   –   trzy   lub 
czterokrotnie większą niż posiada człowiek. Oczywiście nie wiem na ile skuteczna będę przeciwko 
stuletniemu   wampirowi,   jeśli   Jude   przekroczy   granicę.   Ale   kiedy   opowiedziałam   o   tych 
wątpliwościach przełożonemu, tylko poklepał mnie po ramieniu i wymamrotał coś o robieniu jak 
najlepiej.
Nie   darzyłam   wielkim   szacunkiem   DLT   i   coraz   bardziej   mnie   drażniło.   Ale   cholerna 
gospodarka działała tak, że nie było zbyt wielu miejsc pracy dla kogoś, kto chciał być prawnikiem 
ale dwukrotnie oblał egzamin końcowy. No dobra, trzy, ale kto by liczył?
To   nie   było   tak,  że   nie   znałam   odpowiedzi,   w   końcu   byłam   najlepszym   studentem. 
Powiedziałam, że gdy mam kłopoty to paraliżuje mnie strach. Nie mam na myśli tego, że staję się 
nerwowa, tylko mam problemy z oddychaniem, pocę się, gryzę to, co wpadnie mi w ręce. To źle. 
Potrafię  to   kontrolować,   kiedy   nie   stresuję  się  za   bardzo   –   dałam   sobie   radę  na   końcowym 
egazminie w szkole. Ale kiedy egzamin jest naprawdę ważny, kiedy zależy od tego moje życie – 
przestaję  nad   tym   panować.   Byłam   u   lekarza,   ale   leki   uspokajające   nie   działają  na 
zmiennokształtnych,   co   oznacza  że   mogłabym   wziąć  ciężarówkę  Xanaxu   i   nie   byłoby  żadnych 
efektów. Nigdy nie byłam w stanie zrobić tej gównianej autohipnozy. Tam naprawdę nie miałam 
wyjścia – musiałam przyjąć pracę w pierwszym lepszym miejscu.
Kiedy pierwszy raz przyszłam do DLT, planowali zrobić ze mnie młodszego adwokata, jak 
tylko zdam egzamin. To miała być szybka droga do partnerstwa i z tego byliby zadowoleni. W 
końcu   jak   wiele   ludzkich   firm   mogło   pochwalić  się,  że   pracuje   w   nich   prawdziwy   Zmienny? 
Zwykle trzymamy się razem, w ścisłych, można powiedzieć ekskluzywnych, firmach. Moja decyzja 
była   dla   nich   niczym   zamach.   Wszyscy   ludzie   mieli   gdzieś  to,  że   nie   mogę  się  zmienić,   kiedy 
spełniałam dwa podstawowe warunki – byłam kobietą i dopiero po studiach. Nie to że myślę dużo o 
moim   dziedzictwie   –   moje   nazwisko   to   Velez,   więc   należę  do   znanej   rodziny.   A   to   wyglądało 
dobrze na papierze. 
Zresztą,   wszystko   było   dobrze   dopóki   nie   oblałam   egzaminu.   I   jeszcze   raz.   I   kolejny. 
Szybko okazało się, że nigdy nie stanę się kimś więcej niż tylko asystentką prawnika a partnerzy 
przestali dostrzegać mnie na korytarzach i patrzyli przeze mnie, jakbym była przezroczysta. Byłam 
tylko asystentką, która była wilkołakiem ale o tym nikt nie pamiętał. Aż do dzisiejszego zadania.
Westchnęłam   i   oparłam   pulsującą  głowę  o   chłodne   szkło.   Kobieta,   pod   trzydziestkę,   z 
dużymi,   ciemnymi   oczami,   o   ciemnych,   kręconych   włosach   spiętych   w   kok   z   tyłu   głowy 
przyglądała  mi  się ze szklanej  powierzchni.  Moje  latynoskie  pochodzenie  odbijało  się na moim 
wyglądzie,   nawet   jeśli   jedyne   słowa   po   hiszpańsku   jakie   znałam   były   mocno   niecenzuralne. 
Chciałam, żeby ten cholerny wampir wreszcie się pojawił. Było późno a ja byłam już zmęczona. I 
jeszcze Derek Banner – był wiecznie napalony na każdą z personelu pomocniczego. Wiedział, że 
byłam tu tylko i wyłącznie po to by go chronić w razie kłopotów, ale najchętniej wysłałby mnie za 
to do piekła.
Jako wielki, silny facet z ładnie wyrzeźbionym sześciopakiem i sporymi muskułami, Derek 
był  święcie   przekonany,  że   potrafi   doskonale   sam   o   siebie   zadbać.   Myślał,  że   to  śmieszne,  że 
przydzielili mu taką „małą, słodką dziewczynkę” jak ja, do ochrony. Oczywiście, tak przemawiała 
jego męska duma, i wszyscy, włącznie z nim, o tym wiedzieli. Robił do mnie podchody gdy po raz 
pierwszy pojawiłams się w DLT, ale szybko przekonał się, że potrafię dbać o siebie po tym, jak 
złamałam   mu   rękę.   Ale   nie   chciał   się  do   tego   przyznać  i   bardzo   energicznie   protestował   gdy 
szefostwo przydzieliło mnie jako pomoc przy wizycie Jude'a Jacobsona.
 Został przegłosowany, więc by zrekompensować sobie porażkę, był przez cały czas bardzo 
protekcjonalny   wobec   mnie.   Po   czwartej   czy   piątej   seksistowskiej   uwadze   wyszłam   z   biura   by 
poczekać na Jacobsona w holu. Mogłam po prostu wyjść do domu albo poczęstować tego durnego, 
nadętego   osła   kopniakiem,   ale   zbyt   potrzebowałam   tej   pracy   by   ryzykować  wybuchem 
temperamentu. 
  ­ No chodź. No chodź – mruczałam do siebie pod nosem, jednocześnie rzucając okiem na tani 
zegarek, który nosiłam na nadgarstku. – Do cholery, muszę tu jutro być przed siódmą rano – moje 
słowa jakby go przyciągnęły. 
Usłyszałam jak ktoś gwałtownie dotyka szklanych drzwi tuż nad moją głową. Szarpnęłam 
się i podniosłam wzrok by zobaczyć wysoką postać wampira po drugiej stronie drzwi. 
Wzięłam głęboki oddech i położyłam dłoń na piersi, czując szybko bijące serce. Sekundę 
wcześniej   ulica   naprzeciwko   siedziby   DLT   była   zupełnie   pusta,   tak   jak   teraz.   Wiedziałam,  że 
wampiry są nienaturalnie  szybkie i silne, tak jak wilkołaki, i że mogą się urodzić w  wampirzej 
rodzinie bądź zostać stworzone z człowieka, ale to była część mojej niewielkiej wiedzy. 
Choć  i   wampiry   i   wilkołaki   były   stworzeniami   paranormalnymi,   unikały   siebie   jak   ognia. 
Powiedzenie,  że  się nienawidzą,  było  zdecydowanie  zbyt  łagodne. Jakby rodzinom  Montekich  i 
Kapuletów  podać sterydy, to uzyskamy całkiem niezłe  podobieństwo do stosunków wampirzo – 
wilkołaczych.   Biorąc   to   wszystko   pod   uwagę,   nie   byłam   zbytnio   szczęśliwa   otwierając   drzwi   i 
wpuszczając Jude'a Jacobsona do holu DLT. 
Był wysoki, około stu dziewięćdziesięciu centymetrów, co oznaczało, że był wyższy ode 
mnie  nawet pomimo moich dziesięciocentymetrowych obcasów. Ciemnoblond  włosy ściągnął w 
kucyk na karku, a nad zielonymi niczym u kota oczami ładnie rysowały się brwi w ciemniejszym 
odcieniu brązu. Zwykle nie podobali mi się blondyni, ale tym razem musiałam przyznać, że ten był 
gorący. Miał wszystko co wampir­Wiking powinien mieć – szerokie ramiona, kwadratową szczękę 
z lekkim zarostem, nawet delikatne wgłębienie na brodzie i prawie niewidoczną linię koło prawego 
kącika   ust,   która   zamieniała   się  w   dołek   gdy   się  uśmiechał.   Jeśli   się  uśmiechał.   Był   ubrany   w 
garnitur, który prawdopodobnie kosztował tyle, co mój roczny czynsz za mieszkanie.
  ­ Jude Jacobson? – zapytałam dla pewności, gdy wszedł do środka wciągając za sobą podmuch 
gorącego i wilgotnego powietrza. 
 ­ We własnej osobie, droga pani – złożył dworski ukłon, który byłby odpowiedni sto lat temu. Cóż, 
ostatecznie nie chciał uścisku ręki. Nie chciałam dotykać krwiopijcy, nie ważne jak był przystojny. 
 ­ Tędy – powiedziałam krótko, odwracając się by pokazać drogę do gabinetu Dereka. Im szybciej 
to zakończymy, tym lepiej.
 ­ Zaczekaj, proszę – jego głos zabrzmiał daleko za mną, i kiedy się obejrzałam, zobaczyłam, że stoi 
ciągle w tym samym miejscu, tylko wewnątrz budynku. 
 ­ Tak? – starałam się zdusić westchnienie. ­ Czy jest tam jeszcze ktoś zaproszony na to spotkanie?
 ­ Nie, dzisiejszego wieczoru jestem sam. ­ Pomyślałam, że w jego głosie był pewien smutek, jakby 
każdy wieczór spędzał sam. Zaczęłam się zastanawiać, skąd przyszedł mi do głowy taki pomysł.
 ­ W takim razie, jeśli pójdzie pan ze mną, panie Jacobson...
  ­   Nie,   dopóki   nie   poznam   twojego   imienia   –   jego   oczy   błysnęły   niebezpiecznie   i   posłał   mi 
delikatny   uśmiech,   lekko   odsłaniający   kły.   Rzeczywiście,   po   prawej   stronie   ust   pojawił   mu   się 
uroczy dołeczek. ­ Nie każdej nocy jestem witany przez tak piękną kobietę – kontynuował, unosząc 
lekko brwi.
Och, na miłość boską, on flirtował. To była ostatnia rzecz jakiej dzisiaj potrzebowałam – 
napalony wampir. Chciałam być już w domu, owinąć się szlafrokiem i z ogromnym pucharkiem 
truskawkowych   Special   K   oglądać  słodkiego   i   spoconego   Gordona   Ramsay'a   i   wrzeszczeć  na 
zawodników z Hell's Kitchen. Ale zamiast tego musiałam sprowadzić tego faceta na ziemię. Był 
tylko ważnym klientem.
­ Posłuchaj – powiedziałam twardo. – Podoba mi się komplement, ale jestem pewna, że wiesz że 
jestem wilkołakiem.
Kiwnął głową.
 ­ Mogę tak powiedzieć. Jest wokół ciebie tyle energii, że to prawie jak wizytówka.
Zmarszczyłam brwi.
 ­ Jeśli wiesz, kim jestem, to po co chcesz znać moje imię? 
  ­ Uprzejmość – jego oczy znów rozbłysły, wydawało mi się, że widziałam czerwień. ­ Wiem że 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marbec.opx.pl