rozdział 7, booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział 7
­ W takim razie witaj. Ty musisz być panienką Luz.
­ Uh, tak. Tak to ja. ­ Z tępym wyrazem twarzy patrzyłam na stojącą we frontowych drzwiach domu 
Jude'a czarnoskórą, starszą panią ubraną w  coś w fioletowe i różowe kwiatki.  Przyjrzała  mi się 
uważnie. 
­ Jestem Rosie, służąca. ­ Obdarzyła mnie uśmiechem rozjaśniającym jej całą twarz i ukazującym 
rząd zębów, zbyt białych i równych by mogły należeć do człowieka. ­ Kiedy pani była poprzednim 
razem chyba miałam wolny dzień. 
­ Tak, tak mi się wydaje. ­ Czułam się zagubiona. Jude nigdy mi nie powiedział, że ma służącą, ale 
w sumie nie powinno mnie to dziwić. Jakby nie patrzeć, to był ogromny dom a on miał pewnie 
ważniejsze   zajęcia,   niż  sprzątanie.   Ale   nie   to   zdziwiło   mnie   najbardziej.   Pomimo   wszelkich 
docierających do mnie zapachów, mój nos mówił mi, że Rosie jest zmiennokształtną, i to pełnej 
krwi. 
Byłam pewna, że może to samo powiedzieć o mnie, ale ona taktownie milczała. Zamiast 
tego z dziwnym uśmiechem obejrzała mnie od stóp do głów.
­ Czyż nie wyglądasz ślicznie? Pozwól przyjrzeć ci przez chwilę. 
Walczyłam  z  rumieńcami  wpełzającymi   na  policzki,  gdy  odeszła  kilka  kroków   i  zaczęła 
lustrować mój wygląd. Miałam na sobie czerwoną sukienkę, z bardzo głębokim dekoltem z przodu i 
jeszcze   głębszym   wycięciem   na   plecach.   Nie   dało   się  pod   nią  założyć  stanika,   więc   musiałam 
uważać, by przy poruszaniu się śliski materiał opinający mi piersi nie zsunął się z ramion, ukazując 
znacznie więcej niż tylko szyję i plecy.  Sukienka kończyła się w połowie ud i założyłam do niej 
czarne buty z odkrytymi palcami, dzięki którym zyskiwałam parę centymentrów wzrostu. Ponieważ 
byłam bardzo niska a Jude wysoki, czułam, że muszę jakoś zatrzeć tę różnicę. Poza tym obcasy 
sprawiały, że moje nogi wydawały się dłuższe i zgrabniejsze a ja czułam się bardziej seksowna i 
pewna siebie. Rozpuściłam włosy, pozwalając by końcówki muskały nagie plecy. Makijaż, choć 
minimalny, doskonale dopełniał całości. 
Spędziłam   kilka   godzin   na   przygotowaniu   się,   ale   czułam   się  dziwnie,   gdy   służąca 
wpatrywała się we mnie. W końcu, po długiej chwili, skinęła przyjaźnie głową. 
­ Tak, naprawdę świetnie. Proszę tędy w prawo, panienko Luz. Pan Jude kazał przyprowadzić panią 
prosto   do   gabinetu.   ­   Odwróciła   się  i   ruszyła   w   głąb   korytarza,   zostawiając   mnie   mocno 
zakłopotaną. 
­ Uhh, bardzo dbasz o ten dom. ­ Powiedziałam, podświadomie potrzebując rozmowy. 
­   Och,   to   nie   jest   takie   trudne,   dziecko.   Nie   mam   wiele   pracy,   tylko   sprzątanie.   I   nie   muszę 
gotować, tak jak w poprzednim domu, bo wampiry nie jedzą. ­ Rzuciła mi przez ramię przyjazny 
uśmiech. 
­ Tak, to wiele upraszcza. ­ Powiedziałam, nie mogąc wymyślić nic więcej. 
W ciszy przeszłyśmy resztę drogi i zatrzymałyśmy się przed drzwiami, które zapamiętałam 
z ostatniego spotkania.
­  Jesteśmy. Mam nadzieję,  że to będzie  miła  wizyta, panienko.  ­  Skinęła  i odwróciła  się, chcąc 
odejść, ale w tym momencie zwyciężyła moja ciekawość.
­ Zaczekaj. ­ Położyłam jej dłoń na ramieniu i czekałam, aż odwróci się do mnie. ­ Przepraszam. ­ 
Powiedziałam, czując zakłopotanie. ­ Wiem,  że to nie moja sprawa, ale jestem lekko zdziwiona 
widząc wilkołaka pracującego dla wampira. 
Jej jasne oczy błysnęły.
­ Ty też jesteś wilkołakiem, panienko, mój nos się nie myli. Czyli tak samo mogę zapytać, dlaczego 
odwiedzasz jednego z nich, jak ty, dlaczego tu pracuję. 
­ Przepraszam, jeśli cię obraziłam. Zapomnij, że pytałam. ­ Zabrałam rękę, ale ona szybko chwyciła 
ją w obie dłonie. Miała suche i ciepłe ręce a skórę gładką niczym u małego dziecka. 
­ Nie o to mi chodziło. Nie pakuj się w kłopoty, dziecko.
­ Nie pakuję się. ­ Powiedziałam, zdziwiona.
­ W takim razie dobrze. ­ Uśmiechnęła się. ­ Lubię cię, głównie dlatego, że pan Jude cię lubi. On 
jest potężny i tak długo był samotny, że uspokoiłam się, kiedy znalazł przyjaciółkę. 
­   Ja,   ugh,   cieszę  się,  że   to   słyszę.   ­   Odpowiedziałam,   niepewna   co   sądzić  o   jej   słowach. 
Przynajmniej   wiedziałam,  że   Jude   nie   zapraszał   co   wieczór   innej   kobiety   do   domu.   Miło   było 
myśleć, że jest się wyjątkowym, no przynajmniej na tyle, na ile wiedziała Rosie. Uśmiechnęłam się 
sama do siebie. 
­ A co do pracy, mam swoje powody. Pan Jude był bardzo dobry dla mnie i dla mojej rodziny. 
Wymierzył sprawiedliwość, gdy nikt inny nie mógł. Wiedziałaś?
Oczywiście, że nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia o czym ona mówi. Ale skinęłam głową 
co najwyraźniej jej wystarczyło. 
­   Najlepiej   będzie,   jak   się  oddalę.   Powiedz   panu   Judeowi,  żeby   mnie   wezwał   jeśli   czegoś 
potrzebuje, ale musi się pośpieszyć, bo wychodzę przed zmrokiem. Możesz?
Skinęłam znowu.
­ Oczywiście.
­   Dobrze.   ­   Zanim   wypuściła   moją  dłoń  uścisnęła   ją  mocno.   ­   Wspaniały   dzień.   Miło   było   cię 
poznać, panienko Luz.
­ Mnie również. ­ Powiedziałam prawdę. Może i była trochę dziwna, ale było jasne, że Rosie była 
lojalna   wobec   Jude'a.   Ogarnęła   mnie   ulga,  że   jest   jeszcze   ktoś,   kto   uważa   go   za   przyzwoitego 
człowieka a nie za uosobienie zła, żądnego krwi wampira, gotowego zabić bądź okaleczyć w każdej 
chwili. 
Rosie uśmiechnęła się do mnie ponownie pokazując zęby i nucąc cicho poczłapała przez 
korytarz. 
Potrząsając głową zwróciłam się w stronę drzwi i weszłam do gabinetu.
Jude   siedział   nieruchomo   na   niskiej   skórzanej   kanapie   i   wpatrywał   się  w   trzaskający   w 
kominku ogień. W migoczących płomieniach jego blada skóra mieniła się złotem i purpurą. Ten 
widok zatrzymał mi dech w piersiach.
Świst wdychanego przeze mnie powietrza wybudził go z zamyślenia. Spojrzał na mnie z 
uśmiechem na ustach.
­ Dobrze znowu cię widzieć, Luz. ­ Podniósł się jednym płynnym ruchem i nim zdążyłam mrugnąć 
stał już obok mnie. Ujmując moje dłonie uważnie mi się przyglądał. ­ Przeszłaś dziś samą siebie. 
Nigdy nie widziałem, żebyś wyglądała piękniej. 
Czułam,   jak   w   odpowiedzi   na   komplement   moje   policzki   robią  się  gorące.   Ale   zamiast 
zastanawiać  się  jak   głębokie   są  jego   zielone   oczy   i   jak   cudownie   pachnie,   musiałam   zachować 
zdrowy rozsądek. 
­ Przyszłam porozmawiać, Jude. Muszę cię prosić...
­ Oczywiście chcesz mojej krwi. Cieszę się, że zdecydowałaś się na kolejną wymianę. 
Wyrwałam mu ręce.
­ Nie rób tak. Nie znoszę tego.
­ Wybacz. To był jedynie przebłysk. Myślałaś o tym tak silnie, że zobaczyłem, zanim zdążyłem o 
tym pomyśleć.
­ Jesteś pewien, że tylko to widzisz? Tylko powierzchnię czyichś myśli?
Wzruszył ramionami, które poruszyły się pod obcisłą, czarną koszulką. 
­ Tak, jedynie najświeższe myśli. I to nie zdarza się zbyt często. Tak naprawdę to drugi lub trzeci 
raz. Wyłapałem jedynie przebłyski myśli. Gdyby tak działo się za każdym razem, gdy cię dotykam, 
wiedziałbym o tobie znacznie więcej, niż wiem. 
Zarumieniłam się na samo wspomnienie sposobu, w jaki mnie dotykał. Ale zanim dam się 
ponieść emocjom, musiałam jeszcze coś uzgodnić. 
­ Chcę kolejnej wymiany krwi. ­ Powiedziałam, patrząc na niego z powagą. ­ Ale jeśli wcześniej 
powiem ci dlaczego, możesz się nie zgodzić. 
­ Dlaczego miałbym nie chcieć? ­ W czasie kiedy mówił, podprowadził mnie do kanapy i zmusił, 
bym usiadła. ­ Może napijesz się wina?
­ Umm... jasne. ­ Postanowiłam nie dać zbić się z tropu. ­ Możesz nie chcieć, bo przy następnej 
pełni znowu zamierzam spróbować się zmienić.
Kiwnął głową i nalał mi wina, które było tak ciemne, że w blasku płomieni wyglądało na 
czarne. 
­ Dlaczego miałoby mi to przeszkadzać?
­ Dlatego, – tłumaczyłam cierpliwie – że głównym powodem dla którego chciałeś mojej krwi, było 
to, że nie mogę się zmienić. Powiedziałeś, że jest potężna, więc jeśli się przemienię...­ wzruszyłam 
ramionami. ­ to nie będzie ... miała takiej mocy... tak sądzę. 
Jude usiadł obok mnie i podał mi delikatny, kryształowy kieliszek do połowy napełniony 
ciemnym winem. Miało bogaty owocowy aromat. Wzięłam mały łyk i wydałam ciche westchnienie.
Kiwnął głową w kierunku kieliszka. 
­ Smakuje ci? Byłem młody, kiedy je butelkowali. 
­  Jest wspaniałe. ­ Powiedziałam  zgodnie z prawdą. ­ Ale ciągle  nie powiedziałeś co myślisz o 
mojej przemianie. 
­ Uważam, że powinnaś robić to, co sprawia, że jesteś szczęśliwa. Tak naprawdę jedynie co mnie w 
tej sprawie interesuje, to fakt, że po przemianie będziesz dużo bardziej interesująca dla swojego 
gatunku i możesz o mnie zapomieć.
Jego odpowiedź zaskoczyła mnie.
­ Jak mogłabym o tobie zapomnieć? Przecież tak bardzo mi pomogłeś.
­ Mam nadzieję, że to nie jest jedyny powód dla którego będziesz o mnie myślała. ­ Wyjął kieliszek 
z moich rąk i ujął je w swoje ogromne dłonie. 
­ Czyli....nawet jeśli moja krew zmieni smak, siłę czy cokolwiek innego, nadal będziesz jej chciał?
­ Luz, muszę ci coś wyjaśnić. To nie twoją krwią jestem zainteresowany, ale tobą. To prawda, że 
dlatego że nie możesz się zmienić twoja krew zawiera w sobie ogromną siłę, jest rzadka i pyszna 
ale równie chętnie spędzałbym z tobą czas, gdybyś zmieniała się przy każdej pełni.
Zmarszczyłam brwi.
­   W   takim   razie   dlaczego   tak   mówiłeś?   Dlaczego   nadawałeś  takie   znaczenie   sile   mojej   krwi, 
dlaczego porównywałeś ją do smaku wspaniałego, rzadkiego wina? 
­ Ponieważ jesteśmy tym, czym jesteśmy. Pomyśl. ­ Delikatnie ścisnął mi ręce. ­ Gdybym pozwolił 
ci   domyśleć  się,  że   ja,   wampir,   chcę  bliżej   poznać  ciebie,   wilkołaka,   uciekłabyś  bez   chwili 
zastanowienia. Musiałem znaleźć sposób, by cię do siebie zwabić. 
­ Czyli mogłeś zmusić mnie do czegoś zaklęciem? ­ Byłam tylko trochę zła na niego za to oszustwo 
i machinacje.
­ Mogłem zmusić cię byś poczuła do mnie to samo, co ja od razu poczułem do ciebie. 
­ Co... co to było? ­ Zapytałam bez tchu. Był tak blisko mnie, że mogłam poczuć zapach jego skóry 
i zobaczyć blask ognia odbijający się na czubkach jego kłów, gdy mówił. Trzymał mnie za ręce i 
patrzył głęboko w oczy.
­ Pragnienie. Pożądanie. Potrzeba. Nazywaj to jak chcesz, ja wiem tylko tyle, że chciałem cię mieć 
tak bardzo, że ledwie mogłem oddychać. I ciągle tak się czuję. ­ Pochylił się i zamknął moje usta w 
długim, namiętym pocałunku, który sprawił, że całe moje ciało ogarnęły dreszcze. 
Czułam, jak moje sutki twardnieją pod śliskim materiałem sukienki a wilgoć rozlewa się 
pod   skąpymi,   satynowymi   figami.   Ale   jeszcze   nie   powiedziałam   wszystkiego,   co   chciałam 
powiedzieć. Niechętnie przerwałam pocałunek i spojrzałam na niego.
­ Czyli moja krew nie jest dla ciebie czymś w rodzaju narkotyku? 
Zaśmiał się cicho, wydobywając niski pomruk z głębi klatki piersiowej.
­ Nie bardziej niż innych, którymi się upajałem. Ale to jak wyglądasz, pachniesz ... smakujesz. ­ 
Pocałował mnie w ucho, liżąc delikatnie jego płatek, aż moje ciało ogarnęły dreszcze. Potem cofnął 
się i spojrzał na mnie uważnie. ­  Dlaczego pytasz? Czy ktoś nakładł ci do głowy jakichś bzdur? 
­ To tak naprawdę pomysł mojego brata. ­ Westchnęłam. ­ On tylko... on nie jest zadowolony że.. 
uhh... że spotykam się z wampirem. Znaczy.. jeżeli to co robimy można tak nazwać. ­ Dodałam 
pośpiesznie.
Jude wyglądał spokojnie.
­ Tak, myślę że to jest dobre słowo. Chociaż w moich czasach to by się nazywało „zabieganiem o 
kogoś”.
­  Cóż,   on  nie  jest   zbyt  zadowolony   z  naszej   umowy.  Nie  chciałam  mu  powiedzieć,   ale   jest  mi 
najbliższy z całej rodziny i.... i miałam nadzieję, że zrozumie.
Rzucił mi poważne spojrzenie.
­ Luz, chyba nie oczekiwałaś, że twoja rodzina zrozumie albo zaakceptuje łączącą nas więź? Gdyby 
żył ktoś z mojej rodziny, jego odczucia byłby dokładnie takie same. Moi rodzice byli wampirami 
wywodzącymi się z bardzo starej i czystej linii krwi, więc moje pragnienie spędzania z tobą czasu 
wywołałoby u nich niezadowolenie.
­ Dokładnie tak się dzieje w mojej rodzinie. ­ Przyznałam. ­ To znaczy, myślę, że tak by było. Nie 
sądzę, że Diego komuś powiedział, ale pewnie zrobi to po ostatniej rozmowie. ­ Opowiedziałam mu 
krótko o zarzutach stawianych przez mojego młodszego brata, włącznie z pomysłem, że tamten atak 
był rodzajem odwetu za to, co Jude zrobił z przywódcą watahy w Clear Water. 
Słysząc to, Jude potrząsnął głową i zmarszczył brwi.
­ Też o tym myślałem, to było pierwsze, co przyszło mi na myśl. Ale sprawdziłem  dokładnie i 
wygląda na to, że wataha z Clear Water nie miała z tym nic wspólnego.
­ W takim razie kto...
­ Jeszcze nie wiem, ale pracuję nad tym. Szukam ostatniego z tych, którzy cię zaatakowali. Nie 
powinienem pozwolić mu uciec, ale byłem przekonany, że wynajęło ich stado z Clear Water, więc 
nie będę miał problemów ze znalezieniem go. ­ Oczu mu rozbłysły. ­ Zanim go nie znajdę chcę, 
żebyś wiedziała, że masz ochronę dniem i nocą.
­ Dziękuję. ­ Zrozumiałam, że to oznacza, że musi zatrudniać ludzi, gdyż w ciągu dnia sam nie był 
w stanie mnie chronić. Świadomość, że moje zaufanie miało uzasadnienie, była miła. 
­ Czy to wszystko o czym chciałaś rozmawiać? ­ Zanurzył dłonie we włosach na moim karku a 
kciukiem   gładził   moje   gardło   powolnymi,   rytmicznymi   ruchachami.     W   odpowiedzi   na   tę 
pieszczotę mój puls uderzał coraz szybciej. 
­ Taa.... tak mi się wydaje. ­ Nagle zaczęłam mieć problemy z poskładaniem myśli. ­ Dlaczego? ­ Z 
trudem złapałam oddech. ­ Czy masz coś na myśli?
­ Jedyne co mnie teraz zajmuje to chęć smakowania ciebie a nie tylko twojej krwi. ­ Jude posłał mi 
uśmiech tak gorący i pełen pożądania, że poczułam jak rozpływam się od środka. 
­ Aaa... ale zamierzasz robić to za każdym razem, gdy się spotkamy? ­ Zapytałam niepewnie. ­ Czy 
to znaczy, że naprawdę to lubisz?
­ Uwielbiam.  ­ Pochylił się i wyszeptał mi do ucha. ­ Uwielbiam twój wygląd, kiedy się dla mnie 
otwierasz, twój smak, kiedy wijesz się pod dotykiem mojego języka. A największą przyjemność 
sprawia mi, kiedy oddajesz mi się całkowicie i wydajesz takie ciche i miękkie dźwięki, gdy liżę cię 
tam na dole. 
­   Ja....   ja   to   robię?   ­   Nie   wiedziałam,  że   podczas   tych   dwóch   razy   kiedy   mnie   tam   całował 
wydawałam   jakieś  dźwięki,   ale   w   sumie   nie   byłam   zbyt   zaskoczona.   Jude   miał   rację,   traciłam 
panowanie nad sobą, ale w ten właściwy sposób.
­ Mmm – hmmm. ­ Pocałował moje gardło a jego gorący oddech drażnił wrażliwą skórę. ­ Ale 
dzisiaj nie chcę robić tego tutaj. 
Odsunęła się, z zakłopotaniem patrząc na niego.
­ Czy... czy chcesz jechać do motelu, czy gdzieś indziej? 
Zaśmiał się.
­ Nie, niezupełnie. Chodziło mi o to, że nie chcę smakować twojej krwi, gdy siedzisz na tej kanapie. 
­ Jego głos obniżył się trochę. ­ Chcę wziąć cię do łóżka. 
­ Oh. ­ Przygryzłam wargę, niepewna czy jestem gotowa na ten krok. Ale kolejne słowa Jude'a 
znacznie mnie uspokoiły.
­ Nie żeby się z tobą kochać, mimo że byłaby to ogromna przyjemność. Tylko dlatego, że chcę by 
było nam wygodniej. Oczywiście, jeśli ten pomysł ci przeszkadza...
­   Nie.   ­   Powiedziałam   szybko.   ­   Nie,   nie...   przeszkadza.   Brzmi   miło.   Nawet   więcej   niż  miło.   ­ 
Spojrzałam   na  niego   nieśmiało,  czując  jak  ponownie  rumieniec  zalewa  moje   policzki.  Na  samą 
myśl o jego silnym, twardym ciele przyciśniętym do mojego, zrobiło mi się gorąco. Tak gorąco, że 
bałam   się,  że   będzie   w   stanie   to   wyczuć.   Jakby   od   niechcenia   skrzyżowałam   nogi,   starając   się 
zignorować pulsowanie między udami. 
­ Nie, Luz. Nie rób tego. ­ Położył dłoń na moim kolanie, namawiając do rozdzielenia nóg.
­ Nie robić czego? ­ Zapytałam, pragnąc by mój głos nie brzmiał tak niepewnie. 
­ Nie ukrywaj przede mną swojego pożądania. Uwielbiam ten zapach. ­ Gładził moje kolana, kiedy 
mówił i powoli przesuwał dużą dłoń pod brzeg sukienki. ­ Nie udawaj, że nie czujesz do mnie tego 
samego, co ja do ciebie. ­ szepnął, delikatnie gładząc wewnętrzną stronę mojego uda. 
­ A co ty czujesz? ­ Zapytałam, z trudem powstrzymując jęk, gdy jego palce wślizgnęły się pod 
moją bieliznę i delikatnie zaczęły dotykać mojego nawrażliwszego punktu. 
Jude posłał mi pożądliwy, niebezpieczny uśmiech. 
­   Już  ci   powiedziałem,  że   cię  pragnę.   Całą,   Luz.   I   nie   mogę  czekać  ani   chwili   dłużej.   ­   Bez 
ostrzeżenia podniósł mnie z kanapy i niosąc na rękach udał się w kierunku drzwi. 
Długi   korytarz   był   jakby   rozmyty.   Nie   musiałam   wiedzieć,   dokąd   mnie   niesie,   nie 
obchodziło mnie to. Ukryłam twarz w zagłębieniu jego szyi i wdychałam ciepły, pikantny zapach. 
Niektórzy twierdzili, że wampiry są zimnokrwiste ale jeśli chodzi o Jude'a to na pewno nie było 
prawdą. Miał zawsze ciepłą skórę i byłam przekonana, że nigdy nie będę miała dość dotykania go. 
Kiedy otworzyłam oczy byliśmy już w sypialni, bez okien ale za to w sufitem w kształcie 
półkola.   Większość  pokoju   zajmowało   ogromne   łóżko   z   baldachimem.   Ze   względu   na   swoje 
wymiary   wyglądało,   jakby   zostało   zbudowane   specjalnie   dla   Jude'a.   Leżąca   na   nim   kremowa, 
satynowa pościel wyglądała niesamowicie miękko i zapraszająco. Kilka kroków od łóżka znajdował 
się mały kominek, który zalewał całe pomieszczenie migotliwym światłem. Podobnie jak w całym 
domu, w pokoju panował przyjemny chłód a pomimo upału sierpniowej nocy, kominek wydawał 
się koniecznością. 
­   Musiałeś  wydać  mnóstwo   kasy   na   klimatyzację.   ­   Wymruczałam,   kiedy   Jude   sadzał   mnie   na 
brzegu łóżka. ­ Czy masz kominek w każdym pokoju?
Wzruszył ramionami.
­   Póki   co   tylko   w   kilku.   Lubię światło,   które   rzucają  płomienie,   jest   takie   ciepłe   i   naturalne. 
Korzystam z dobrodziejstw  tego wieku, ale ciągle lubię blask naturalnego  światła. Czy ogień ci 
przeszkadza? 
­ Nie, oczywiście, że nie. ­ Przytuliłam się do niego, przyciskając policzek do boku jego piersi. ­ 
Jest taki romantyczny. 
­ Cieszę się, że tak myślisz. ­ Pocałował czubek mojej głowy a następnie powiódł jednym palcem 
po   mojej   szyi   i   barku.   Odchyliłam   głowę  dając   mu   lepszy   dostęp   i   ku   mojemu   zakłopotaniu 
czerwony materiał mojej sukienki ześlizgnął mi się z ramienia odsłaniając prawą pierś. 
­   Przepraszam.   ­   Powiedziałam   i   zaczęłam   podciągać  opadłe   ramiączko,   ale   Jude   mnie 
powstrzymał.
­ Nigdy nie widziałem twoich piersi. ­ Wymruczał, składając pocałunek na mojej szyi. ­ Są piękne, 
mogę?
­ Ta... tak. ­ Siedziałam prosto z bijącym sercem, gdy zsuwał drugie ramiączko sukienki, obnażając 
mnie od pasa w górę. Chłód spowodował, że sutki były sztywne i twarde, a jego rozpalony wzrok 
sprawiał, że czułam silne zakłopotanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marbec.opx.pl